Powrót
Ferdydurke

Ferdydurke - W Gombrowicz

Samograj aktorski

"Ferdydurkizm nie jest niczym innym, jak tylko wolą twórczości, a ferdydurkistą jest ten, kto domaga się od sztuki, ażeby TWORZYŁA. "A więc nie traćcie nadziei" - pisał Witold Gombrowicz w "Liście do ferdydurkistów" opublikowanym 27 kwietnia 1947 r. w "Nowinach Literackich". Andrzej Maria Marczewski nie traci, dzięki czemu mieliśmy okazję obejrzeć premiere 'Ferdydurke' wg Witolda Gombrowicza w jego adaptacji,scenografii i reżyserii.
Spektakl "Ferdydurke" potwierdza właściwą temu reżyserowi umiejętność budowania atmosfery na pograniczu powagi i absurdu, ugruntowaną wieloma spektaklami do utworów Witkacego, Różewicza, Mrożka, a przede wszystkim Bułhakowa. Jego "Mistrza i Małgorzatę" reżyser inscenizował czterokrotnie - ostatnio w Teatrze Polskim w Bielsku-Białej. Sceniczna "Ferdydurke" Marczewskiego powstała zgodnie z Gombrowiczowskim pragnieniem, by "sztuka TWORZYŁA".
Studio Teatr TEST jest bowiem scenką nad wyraz skromną, pozbawioną wielu technicznych możliwości, w jakie wyposażone są zawodowe teatry. Miejsce akcji wyznacza usytuowane centralnie sześcienne rusztowanie. Jedna jego ściana, tylna, jest przesłonięta płótnem niby-ekranu. Za nim znikają aktorzy, by po błyskawicznej zmianie kostiumu pojawić się jako nowa postać. Tam też podglądające swoje pociechy na szkolnym boisku Matki-Ciotki (Jadwiga Andrzejewska, Aurelia Sobczak) przemieniają się w okamgnieniu w członków grupy Syfona (Małgorzata Fijałkowska), bądź Miętusa (Janusz Sadowski) i na odwrót. A w środku całego zamieszania jest, oczywiście, zagubiony Józio (Krzysztof Bartłomiejczyk), prowadzony do szkoły przez profesora Pimkę (Andrzej Baranowski).
Otrzymujemy spektakl co się zowie aktorski, w postaci niezwykle skondensowanej, czystej, mocno zbliżonej do pierwotnego kształtu teatru jarmarcznego, "w drodze". Wtedy to o powodzeniu przedstawienia decydowała właśnie aktorska umiejętność skupiania na sobie uwagi w ustawicznych kuglarskich wręcz transformacjach postaci. I aktorzy z zespołu Marczewskiego nie próżnują. Spalają się w nieustannym ruchu. Reżyser mało igra z formą. Pozwala wybrzmieć tekstowi Gombrowicza, który nasuwa pomysły budowania sytuacji. Scena pojedynku na miny, wykład Bladaczki (Andrzejewska), qui pro quo w domu Młodziaków z pognębionym profesorem Pimką (Stanisław Jaskulka) toć to sceny - samograje, w których wszyscy aktorzy znaleźli sposobność pokazania swoich umiejętności.
Spektakl Marczewskiego potwierdza porzekadło, że ograniczenie czyni mistrza.
Janusz R Kowalczyk
Rzeczpospolita nr 235/1998







Ostatnia zmiana:
kjaskulka @ sgsp edu pl
2007-01-11



Do góry






















     Pobierz Firefoksa teraz i podpal sieć!