Powrót
Ballady Polskie

"Ballady polskie" to zbiór utworów skomponowanych przez Tadeusza Woźniaka do wierszy Adama Mickiewicza, Juliusza Słowackiego, Bolesława Leśmiana, Jana Kasprowicza, Kornela Ujejskiego i Romana Zmorskiego.


Autor zdjęcia: Małgorzata Iwanicka





Ballady polskie - promocja płyty w Studiu Agnieszki Osieckiej rok 2003





Biuro Kultury zaprasza na cykl imprez wpisany w zaduszkowy czas refleksji i zadumy, który niesie przesłanie hołdu pamięci dla Wielkich Nieobecnych Polskiej Literatury XX wieku.

Na miejsce realizacji projektu wybrano Teatr Ateneum i Bibliotekę Uniwersytetu Warszawskiego. Teatr Ateneum to magiczny, a zarazem prestiżowy punkt na kulturalnej mapie Warszawy. Od międzywojnia do chwili obecnej - wielcy twórcy, wybitni aktorzy, spektakularne premiery. BUW to kuźnia młodych elit intelektualnych; znacząco wykreowane już w Warszawie miejsce nauki i spotkań.

PROGRAM: ...

5 listopada 2005 (sobota) Teatr Ateneum
godz. 16.30 - Scena 61 "Ciągłość i tożsamość kultury" - panel dyskusyjny z udziałem: Ewy Lipskiej, Jacka Bocheńskiego, Gustawa Holoubka, Tadeusza Konwickiego, Adama Pomorskiego i Andrzeja Wajdy. prowadzenie: Katarzyna Janowska i Mariusz Kubik

godz. 18.30 - Scena Główna "Kwiaty polskie" spektakl wg Juliana Tuwima reżyseria - Zbigniew Zapasiewicz wykonawcy - Olga Sawicka, Zbigniew Zapasiewicz i Włodzimierz Nahorny

godz. 21.00 - Scena Główna "Ballady polskie" - koncert wykonawcy: Jolanta Majchrzak, Stanisław Jaskułka, Piotr Woźniak, Tadeusz Woźniak

źródło: http://kulturalna.warszawa.pl/







Ballady polskie - wywiad z Tadeuszem Woźniakiem

"I znów jestem szlachetnym rycerzem" Tadeusz Woźniak

"Ballady polskie" to zbiór utworów skomponowanych do wierszy Adama Mickiewicza, Juliusza Słowackiego, Bolesława Leśmiana, Kasprowicza, Kornela Ujejskiego i Romana Zmorkiego. Wybrał Pan swoich ulubionych poetów?
Moja przygoda z "Balladami" zaczęła się 20 lat temu, kiedy to namówiłem przyjaciela, będącego wówczas dyrektorem teatru w Wałbrzychu, żebyśmy na zamku w Książu przedstawili w charakterze spektaklu kilka "umuzycznionych" ballad polskich. To były "moje" pierwsze ballady. Jednak wcale nie myślałem wtedy o wydawaniu w płyty. Chodziło właściwie tylko o to, że miałem pewne zobowiązanie wobec siebie. Zobowiązanie nie o charakterze formalnym, lecz psychicznym, emocjonalnym: od dzieciństwa wracałem myślami do chwil spędzonych z matką, która czytała i śpiewała mi ballady i baśnie. Te chwile pozostały mi w pamięci jako jedne z najbardziej intensywnych przeżyć emocjonalnych i estetycznych z dzieciństwa. Właściwie wiec to moja mama jest "winna" powstaniu tej płyty. Dzięki niej karty poezji i baśni przetrwały w mojej wyobraźni. Do dzieciństwa wracałem myślami wiele razy, choćby pisząc piosenki do spektakli teatralnych dla dzieci. Ale dopiero praca nad "Balladami..." zadośćuczyniła mojej potrzebie zwerbalizowania dziecinnych przeżyć. Szukając odpowiednich utworów do "adaptacji", czytałem setki ballad, jeśli czymś mnie dany utwór poruszył i pobudzał wyobraźnię, brałem się za jego realizację. I tak powstało 12 ballad, które ostatecznie znalazły się na płycie. Ale proces pracy nad poszczególnymi balladami trwał bardzo długo. Rocznie opracowywałem jedną, dwie ballady, czasem porzucałem rozpoczęte pomysły, a były też lata, kiedy w ogóle się nimi nie zajmowałem. Okazało się bowiem, że ballada jako forma kupletowej, zwrotkowej opowieści, wymaga bardzo prostej formy, niejednokrotnie z jednym tylko, powtarzanym motywem. Z drugiej strony nie jest łatwo zachowując tę formę, nie skazywać słuchaczy na wrażenie monotonii czy nudy. Niektóre ballady pozwoliłem sobie poskracać bo były po prostu za długie, a i tak niektóre utwory trwają 6-7 minut. Na ścieżce multimedialnej płyty zamieściliśmy więc oryginalne teksty ballad, tak, by każdy słuchacz mógł się do nich odwołać.
Co łączy płytę "Ballady polskie" z balladami z Pana dzieciństwa?
Niektóre z ballad, na przykład "Lilie" Mickiewicza, dzięki mojej mamie, znałem, zanim jeszcze poszedłem do szkoły. Natomiast z poezją Leśmiana zetknąłem się dużo później. Myślę, że dzięki wrażliwości, ukształtowanej w dzieciństwie, poezja nigdy nie przestała na mnie robić wrażenia. Mostem łączącym na płycie moje wiersze z dzieciństwem są więc moje emocje.
Krzysztof Miklaszewski pisze w prezentacji multimedialnej o "Balladach", że zaryzykował pan balladę jako swój znak firmowy na początek wieku.
Początek nowego tysiąclecia to wyzwania także dla mnie, człowieka zajmującego się od niemal czterdziestu lat, najogólniej mówiąc, kulturą. Wyzwanie, by znaleźć niszę dla siebie, pokazywać muzykę inaczej, niż stara się ją interpretować większość młodych artystów. Dziś mogę sobie pozwolić na refleksyjność, nastrojowość. Ja już przecież nie będę startował do nagród Grammy, to domena młodszych artystów. Do młodych należy świat. Ale z drugiej strony właśnie dla mojego pokolenia początek nowego wieku to niemal zobowiązanie, by przypominać o naszych korzeniach, o wartościach uniwersalnych. Co nie znaczy, by separować się od związków cywilizacyjnych z innymi krajami. Ważne, by nie poddać się kulturowej "hamburgeryzacji".
Gdzie było ryzyko?
"Ballady polskie", w swoim ostatecznym kształcie, stoją w opozycji do głównego nurtu muzycznego. Zaliczyć je można do muzyki rozrywkowej, ale ich stylistyka, idzie pod prąd obowiązującej estetyce tej muzyki... A więc od słuchacza wymaga innego rodzaju zaangażowania, niż popularne "przeboje".
Pisząc muzykę do wierszy tej rangi, na kompozytorze spoczywa niemal obowiązek patriotyczny?
Jeśli coś ma być szczere, nie może być do końca programowe. Gdybym przyjął założenie, że teraz "robię polską muzykę", spełniał bym wyłącznie jakieś "zamówienie", nie ważne zresztą czy własne, czy cudze. Do wierszy, które wybrałem, dokładałem muzykę w sposób intuicyjny. Nie byłbym w stanie ustalić "od a do z", jaka to ma być muzyka i ile ma być w niej "polskości". Pracując nad balladami, realizowałem po prostu swoje potrzeby wyrazowe. Ta "polskość" oczywiście tkwi we mnie, nic więc dziwnego, że słychać ją w tym co robię.
Notkę do płyty tytułuje pan za Andrzejem Poniedzielskim "Pilnujmy marzeń". Czy dzisiaj marzenia to nie strata czasu?
Nie wierzę, że są ludzie, którzy nie mają marzeń. Każdy z nas marzy, tylko są tacy, którzy udają, że ich to nie dotyczy. To są pewnie ci, którzy bez opamiętania konsumują "zdobycze" cywilizacji. Może ta płyta jest właśnie dla nich?
Jakie Pana marzenia spełniły się przy okazji realizacji tej płyty?
Przede wszystkim mogłem zrzucić z siebie to dziecięce "obciążenie". Przez całe dorosłe życie czułem, że cienie ballad z dzieciństwa snują się za mną. Tyle zawdzięczam tej poezji, tej literaturze, że musiałem chociaż spróbować spłacić jej dług. Byłem więc zdeterminowany i po zakończeniu pracy nad płytą w jakimś sensie poczułem ulgę.
Pisze Pan, że baśnie czytane i śpiewane przez matkę, wprowadziły Pana w "najszlachetniejszy ze światów". Czy ten świat egzystuje choć w jakimś kawałku na "Balladach polskich"?
Sądzę, że tak, choć tak naprawdę nie mnie, lecz słuchaczom to oceniać. Sądzę że "Ballady polskie" są przesycone nie tylko nastrojem z poezji, ale także bajek i baśni, które także, jak chyba każdy z nas, poznałem w dzieciństwie. Kto choć przez chwilę nie był piękną królewną, czy szlachetnym rycerzem? Myślę więc, że ta płyta mówi o świecie, który gdzieś głęboko jest w każdym z nas.
W wyborze wierszy kierował się Pan subiektywną potrzebą refleksji czy żartu. Jakie Pana refleksje ilustrują kolejne utwory?
Weźmy na przykład "Róże" Bolesława Leśmiana. Wyobraźmy sobie tę historię. W pierwszym planie rozgrywa się wątek fabularny: w nocy rycerz skrada się do siostry swojej żony, z którą kocha się potajemnie - to "wierzchnia" warstwa wiersza. W drugiej warstwie Leśmian rozwija cały dramat horroru emocjonalnego. To temat uniwersalny, ponieważ każdy z nas doświadcza w życiu historii "dwuwarstwowych", zawiłych emocjonalnie. Horror psychiczny, który jest ważniejszy od horroru fabularnego, to tak naprawdę coś, co zajmuje ludzkie myśli. I Leśmian bardzo pięknie o tym właśnie mówi. Niezwykłą balladą jest także inna jego ballada "Ballada o dumnym rycerzu". Fabuła jak w dobrym scenariuszu filmowym: w trumnie leży martwy rycerz, nad grobem stoi jego kochanka, i prowadzą dyskusję. Ona lamentuje, że już go przy niej nie ma, i nie wie, jak ma sobie z tym poradzić. Wsłuchana we własny żal, wpada w patos. Na to rycerz, ze stoickim spokojem kogoś, kto już jest po tamtej stronie, mówi "Oto w pobliżu mam ja sąsiada,/Co już od serca w proch się rozpada, /Ten ci jest śmiercią ode mnie starszy /I śpi na żmijach głowę oparłszy". Dystansuje się od słów kochanki, która ulega presji "ziemskich emocji". Śmierć rycerza ukazał poeta w sposób niezwykły, przedstawiając życie jako coś fałszywego, nieprawdziwego i właściwie nieważnego. Z tej ballady wynika moim zdaniem, że tak naprawdę ważna jest nasza śmierć, a nie życie. Oczywiście, z taką tezą można dyskutować, ale mnie ta filozofia Leśmiana wydała się niezwykle inspirująca. Żeby uczynić to przesłanie bardziej zrozumiałym, dodałem do swojej interpretacji ballady nutę żartu. Chyba pozwala lepiej zrozumieć dystans rycerza do życia.
Pisze Pan, że "każdy z tych tekstów chce się zaśpiewać" - czy teksty mają coś takiego jak muzyczność, melodię?
Oczywiście. Królem melodii był właśnie Leśmian. Jego wiersze są napisane melodyjnie, z niesłychanym wyczuciem frazy, rytmu, pięknie brzmiącym językiem. To fenomen polskiej poezji.
Wszystkie piosenki posiadają podobny, refleksyjny nastrój. Które z nich są dla pana szczególnie ważne?
Może "Róże"? Podoba mi się nastrój narracji i nieśpieszny sposób opowiadania tej niezwykłej historii.
Na płycie grają właściwie tylko akustyczne instrumenty: skrzypce, akordeon, klarnet, gitara klasyczna. Jak te instrumenty wpisują się w obraz polskiej ballady?
O formie muzycznej "Ballad" dyskutowaliśmy z aranżerem Henrykiem Wojciechowskim przez prawie pół roku. I doszliśmy do wniosku, że nie możemy tej płyty zinstrumentować brzmieniami elektronicznymi. Barwy akustycznych instrumentów nasunęły się same...
Żeby powstała płyta tak poetycka potrzeba chyba jakiegoś szczególnego porozumienia między muzykami...
Udział w nagraniu płyty zaproponowałem artystom, moim stałym współpracownikom. Uczyniłem to między innymi dlatego, że nie byłem pewien, czy uda się płytę wydać. Jeśli by się nie powiodło, bliscy szybciej by mi to wybaczyli. Na płycie śpiewa mój najstarszy syn Piotr, z którym współpracowałem wielokrotnie, moja żona Jolanta Majchrzak, z którą pracujemy wspólnie od wielu lat.
Śpiewa także Stanisław Jaskułka, mój sąsiad i serdeczny przyjaciel.
I wreszcie nasz wielki polski bas Romuald Tesarowicz, z którym pozostaję w zażyłości od dawna. Zapraszając ich do tej realizacji, miałem więc poczucie bezpieczeństwa.
Materiał na płytę został nagrany w 2001 roku, a więc przeleżał dwa lata. Czekał Pan, by data premiery "Ballad polskich" zbiegła się z datą referendum unijnego?
Przyznam, że to był przypadek, ale chyba szczęśliwy. Nagranie i produkcję materiału sfinansowała w 2001 roku Polska Wytwórnia Papierów Wartościowych, która w krótkiej serii wydała tę płytę jako swój upominek. W zeszłym roku udało mi się namówić Polskie Radio do wydania tej płyty na rynku komercyjnym. No i szczęśliwie premiera płyty ma miejsce dziś.
W prezentacji multimedialnej "O Balladzie" Krzysztof Miklaszewski pisze, że ballada od zawsze była dla artystów minidramatem, atrakcyjną opowieścią epicką i lirycznym wyzwaniem. Czym zatem jest dla Pana?
W balladzie opowiada się wierszem rozmaite historie. Wielcy poeci mają jednak to do siebie, że nawet proste historie opowiadają w sposób niezwykły. I to właśnie w tym gatunku jest najbardziej pociągające. Prostą historią ballada potrafi zaintrygować, co więcej, czytając ją kilkakrotnie, za każdym razem delektujemy się nowymi barwami i znaczeniami języka poezji.
Opowiadając "rozmaite historie" na płycie przyjął pan w niektórych utworach konwencję miniopery.
"Lilie", Anty-Leonora", czy "Ballada dziadowska" wymusiły na mnie taką, pastiszową konwancję. Tym samym daje się zauważyć w tych utworach "niby arie", czy też "niby recitativy" operowe, ale ta forma operowa nie była sprawą programowo przeze mnie wyreżyserowaną. Wynikła po prostu z konstrukcji literackiej ballad.
Nieczęsto przy okazji dyskusji o płycie artyści mówią o ich reżyserii...
W tym przypadku "reżyseria" była konieczna. Przede wszystkim trzeba było opowiedzieć słuchaczom zawarte w balladach historie. To z kolei warunkowało przyjętą przeze mnie konwencję formalną i muzyczną, sposób wokalnego wykonania, aranżacji i wreszcie nagrania.
Piosenki z płyty to właściwie muzyczne rozmowy między wokalistami. Czy są także rozmowami, Pana, pomysłodawcy płyty, z jej potencjalnym słuchaczem?
Przez "Ballady polskie" chciałbym przede wszystkim pokazać, że gama piosenki może być bardzo szeroka. Może ktoś zechce dostrzec to dzięki naszej płycie. Płytę zdobią obrazy Jerzego Dudy-Gracza. Jak komentują poszczególne utwory? Duda-Gracz przez wiele lat swojej twórczości uważany był za artystę-prześmiewcę, karykaturzystę, krytyka rzeczywistości. Ostatnimi czasy stał się malarzem refleksyjnym. Jego pejzaże, utrzymane w pastelowych barwach, komentują rzeczywistość w sposób poetycki, nastrojowy. Myślę, że doskonale pasują do nastroju wierszy i muzyki.
Od wielu lat tworzy Pan muzykę do spektakli teatralnych. Co pociągającego jest w muzyce ilustracyjnej?
Praca wielu ludzi nad tym samym projektem w teatrze przynosi twórcom wielką satysfakcję. Suma emocji, które iskrzą pomiędzy realizatorami, suma kontaktów owocuje potem na przedstawieniu. Świat teatru szalenie wzbogaca świat naszych relacji z innymi ludźmi. Żeby powstało dobre przedstawienie, ciekawa inscenizacja, temperatura kontaktów wszystkich realizatorów musi być bardzo wysoka.
Od prawie 40 lat obecności na scenie wierny jest Pan także piosence poetyckiej. Co takiego jest w poezji?
Cały świat! Poezja to, obok muzyki, najbardziej wysublimowana forma wypowiedzi wymyślona przez człowieka.
Przenosi Pan do swoich piosenek doświadczenia wyniesione z komponowania muzyki ilustracyjnej, teatralnej?
Tak. Często zresztą dowiaduję się, że moje propozycje muzyczne są "zbyt teatralne". 25 lat pracy w teatrze z całą pewnością odcisnęło piętno na moim sposobie obrazowania.
Pierwszym Pana sukcesem estradowym była piosenka "Hej Hanno" w 1968 roku. Podobno to do dzisiaj Pana największe przeżycie estradowe...
Proszę sobie wyobrazić, jakie emocje towarzyszą 20-latkowi, który nie mając wcześniej większych sukcesów artystycznych na koncie, nagle staje na estradzie przed kilkutysięczną publicznością, znajdując się w towarzystwie najbardziej uznanych gwiazd.
Jak zmieniła się Pana muzyka od tamtego czasu?
Myślę że bardzo. Duży wpływ na to miały niewątpliwie moje doświadczenia teatralne. Pokazały, że każda inscenizacja jest nowym spojrzeniem na utwór, także muzycznym. Na przykład przy "Weselu" Wyspiańskiego pracowałem czterokrotnie, i każda inscenizacja był zupełnie inna w formie, ekspresji i wydźwięku. Skoro więc to samo dzieło można interpretować na dziesiątki sposobów i wszystkie są uprawnione, to znaczy że zawiera ono coś więcej, niż tylko "opowiedzianą historyjkę". Ta obserwacja nauczyła mnie pokory wobec sztuki. Nauczyłem się też sposobu postrzegania i dobierania tekstów piosenek. Staram się szukać prostych tekstów, których przekaz będzie czytelny po jednokrotnym wysłuchaniu, a jednocześnie takich tekstów, w których czytając je wielokrotnie, znajdować będziemy nowe znaczenia.
W recenzji z tegorocznego Opola czytamy w tygodniku "Polityka", że kiedy zaśpiewał Pan "Zegarmistrza światła", swoją piosenkę sprzed lat, udowodnił Pan, że stary przebój nic nie stracił na aktualności. Co według Pana jest siłą, dzięki której artyści wytrzymują próbę czasu?
Wiara w to, że robi się coś "po swojemu i od siebie". Że kieruje nami coś więcej niż tylko chęć zaistnienia. Rozmawiała Elżbieta Chojnowska

Źródło: http://www.radio.com.pl/raf/wywiad.asp?iId=18

Centrum Fonografii Polskiego Radia











[06.11.2005] Zaduszki w Forcie Sokolnickiego

Już po raz drugi zorganizowaliśmy w naszej dzielnicy koncert poetycki Żoliborskie Zaduszki. Chcemy, by te koncerty weszły na stałe do naszej tradycji. Dzień Zaduszny jak rzadko który, sprzyja zadumie i refleksji. Zabiegani, zatroskani codziennością rzadko kierujemy myśli ku sprawom głębszym. Niedzielne spotkanie stanowiło znakomitą ku temu okazję. Piękne słowo, stonowana muzyka, liryczny nastrój pozwoliły przeżyć chwile wzruszenia i pomyśleć w innym wymiarze o trudach życia. Takie chwile są potrzebne każdemu z nas.

Fort Sokolnickiego, w którym odbył się koncert, stanowił znakomitą oprawę dla poetyckiego wieczoru. To również zapowiedź wrażeń i przeżyć, których dostarczać nam będzie zlokalizowane tu w nieodległej przyszłości centrum kultury.

W koncercie, który stał na wysokim poziomie, udział wzięli: Jolanta Majchrzak, Stanisław Jaskułka, Piotr Woźniak, Tadeusz Woźniak oraz zespół muzyczny.



Źródło: http://www.zoliborz.org.pl/index.php?position=99&article_id=111





Ostatnia zmiana:
kjaskulka @ sgsp edu pl
2007-07-24



Do góry






















     Pobierz Firefoksa teraz i podpal sieć!